wtorek, 29 stycznia 2008

Ziemia Ognista jest coraz blizej - Rio Gallegos



jeszcze jej nie widzimy ale ja czujemy. Widac coraz wiecej zapakowan po brzegi samochodow campingowych, czy zamaskowanych motocyklisrtow ze wszystkich zakatkow swiata, chroniacych swe twarze przed szalejacym wiatrem zmieszanym z natretnym pustynnym piaskiem. Rankiem o 9:30 wracamy na stacje, na torej wczoraj wysieglismy, oczywiscie podwozi nas Omar, z ktorym sie zegnamy i cieszymy ze odwiedzi nas w marcu w Polsce. Znowu 5 minut i pierwszy zapytany Tirowiec bierze nas ze soba. Tez sie zastanwial, najpierw powiedzial ze rusza dopiero o 17. Potem jednak nas zawolal i powiedzial ze wywiezie nas na lepsza stacje 15 km za miastem. Nagle okazalo sie ze ktos do niego zadzownil i ze nie musi czekac do 17, tylko od razu jedzie do Rio Gallegos. Oczywiscie na wierzymy w jego zapewnienia. Po prostu jak kazdy tu musial sie przekonac czy warto z nami podrozowac caly dzien pokonujaxc 750 km. Fabian, bo tak sie nazywa keirowca ma 30 lat, i pracuje od 4 latach w tej firmie, bufuje dom, chce go skonczyc i wrocic do pracy blisko domu, tak aby moc codziennie widziec swoja rodzine. Jesty bardzo sympatyczny, nieco niesmialy, i tez gotowy zatrzymac sie w kazdym miejscu, w ktorym chcemy. Przeprasza, ze jedzie tak wolno i przypomina ze mozemy nie dojechac do samego Rio Gallegos, tylko zostanie na noc gdzies 80 km od tego miasta. Widac jednak, ze nas polubil i stara sie jechac w miare szybko jak na jego mozliwosci, tak aby jednak zdazyc na czas do celu.
Droga jest dosc waska i czasaami nie remontowana od 20 lat, czyli od czasu kiedy polozono tu pierwszy asfalt. Otaczja nas olbzymie prawie pustynne pola z uboga roslinnoscia. Co 200 km pojawia sie jakas malenska osada, kub po prostu tylko budynek stacji benzynowej. Co ciekawe widzimy hodowle glownie owiec na calym terenie. I kazdy skrawek ziemi jest tu wlasnoscia kogos i jest ogrodzony niskime plotem z drutu kolczastego. I taki krajobraz bedzie nam towarzyszyl przez caly czas. Widzisz piekne jezioro gdzies, ale niekoniecznie do niego dojdziesz bo jest po prostu czyjac wlasnoscia.

Pod wieczor kolo 22 docieramy szczesliwie do Rio Gallegos. Nasz host wyjezdza po nas swoim autem. Jest bardzo mily. Przywozi nas do przytulknego zielonego domku polozonego na obrzezach miasta. Minelo 6 miesiacy jak sie pobrali ze swoja zona. Ona ma 33 lata a ona 37. Dosc nietypowy przyklad jak na Ameryka Lacinska, ale musza byc bardzo szczesliwi, bo ciagle sie przytulaja. Sa bardzo sympatycznia. Goszcza nas kolacja zlozona z pysznego wina i jeszcze lepszych empanad. Dostajemy do dyspozycji caly pokoj z dmuchanym chinskim materacem. Co ciekawe taki sam matera kupilem ostatni w Polsce. Ach ta globalizacja. Rano budzimy sie wczesniej i do 11 wykorzystujemy czas aby zwiedzic miasto. Jest dosc zadbane. Odwiedzamy muzeum pionierow i poznajemy miejsce gdzie urodzil sie byly juz prezydent Argentyny Kirschner. Urodzic w ladnym malutkim drewnianym domu, pomalowanym na czerwono, chyba od rodzaju polityki jaki uprawia. Obok jest niemnije stary piekny drewniany dom jego matki a po drugiej stronie ulicy juz obecna rezydencja, ktora udowadnia ze chyban prezydenturze mozna sie dorobic. Okazala willa przed ktora sotja luksosowe samochody jest strzezona przez straznikow, bowiem obiecnie urzad prezydenta sprawuje jego zona, wiec wladza nad panstwem pozostala w rodzinie. Zona naszego hosta wywiozla nas na ta sama stacje do ktorej przybylismy wczoraj skad ruszylismy juz w strone glownego celu naszej wyprawy Ziemi Ognistej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz