wtorek, 15 stycznia 2008

San Ignacio Mini i jezuicka misja


Wstajemy tak aby okolo 10 rano ruszyc autostopem na poludnie. Mamy przed soba 200 km. Niby niewiele ale nie wiem jak nam pojdzie. Po upalnym dniu cieszymy sie w koncu na zachmurzone niebo. Ale nie dlugo. Najpierw lekki desczyk moczy namiot. Zbieramy szybko rzeczy i przeniosimy nasz mokry domek pod dach tarasu aby go osuszyc i wszystkie nasze rzeczy razem z nim. Okazuje sie ze byla to swietna decyzja. Nie minelo 10 minut a nadeszlo prawdziwe urwanie chmury. Spakowalismy rzeczy no i bylismy zmuszeni wyjac nasze peleryny. Niechetnie ale ruszylismy w droge, jeszcze tylko krotki pobyt w miejscowej knajpie na sniadaniu i niestety musimy zmierzyc sie z burza. Na szczescie ulewa troche slabnie i wychodzimy tylko na lekki deszczyk. Ilosc wody wzrosla na tyle ze pobocze ulicy zamienilo sie w szalejacy potok. I tu zdazyla sie bardzo smieszna sytuacja. Kasienka wchodzac do wody stracila buta, ktory z niesamowita szybkoscia pognal z nurtem wody. No wiec ja jak rycerz skoczylem ratowac japonka. Para szybkich sprawnych skokow i dzielny Marcin zlowil uciekajaca zgube.

Doszlismy do skrzyzowania. Kasia stanela na drodze a ja zaczalem pytac na stacji benzynowej zreszta nalezacej do Polaka. Niestety na stacji zabraklo benzyny a jeden klient pojawia sie tu chyba raz na 2 godziny wiec postanowilem wspomoc dzielna towarzyszke podrozy na drodze. Nie minelo 10 minut a tu nagle zatrzymuje sie woz z mily Argentynczykiem i okazuje sie ze jedziemy z nim prosto do celu. Jazda uplywa na rzomowei o wszytkim i niczym .Na koncu wymieniamy adresy i zapewniamy ze sie kiedys jeszcze spoktamy. Kierowca zostawia nas na wjezdzie do San Ingacio. Miejscowosc ta liczy tylko 5 tysiecy mieszkancow jest wiec zdecydowanie mniejsza od Wandy co i nas jako autostopowiczow cieszy, bo jak wiadomo nie jest latwo wyjezdzac z wielkich miast.

Rozpoczynamy poszukiwanie noclegu. Decydujemy sie ponownie na rozbicie namiotu. Znowu spotykamy mila bacie, chetnie nas przyjmie ale nie moze decydowac bez meza. Grzeczna poczciwa kobieta. Polki mogly by sie duzo od niej nauczyc z jakim repektem mozna odnosic sie do swojego mezczyzny:) Zostawiamy u niej bagaze i szukamy noclegu. Znajdujemy go szybko, lecz gdy przychodzmy z bagazemi gospodarze mnoza problemy. Patio z tylu jest wedlug nich za mala na namiot, proponuja kamienne zadaszony placyk przed domem, z tylu slychac podpowiadajacy glos zony gospodarza, ze najpiej byloby gdybysmy sie roblili za ich ogrodzeniem a oni i tak przypilnuja wszytkiego. Dziekujemy wiec za taka goscine. Zostawiamy u nich tylko na chwile plecaki i juz we dwojke ruszmy w poszukiwaniu noclegu. Niestety ludzie ktorych odwiedzamy albo nie sa kompetetni zeby podjac taka decyzje bo tylko wynajmuja lub tylko sprzataja, albo w domu nikt nie otwiera bo ludzie maja teraz sieste. Po chyba 1,5 godzinnym szukaniu w koncu znajdujemy przemila rodzinke, ktora w sposob bardzo mily nas przyjmuje. Maja duzy piekny dom i wielki zadbany ogrod, oraz goscinny domek i w koncu zamist w namiocie ladujemy w malym przytulnym domku z wlasna lazienka.

Wychodzimy zeby cos zjesc i zwiedzic ruiny. Zamawiamy jakies menu za 16 peso od osoby no i obowiazkowe piwo za 8 peso ( w Wandzie takie samo kosztowalo 5 peso). Nastal czas na zwiedzanie ruin. Znowu udaje Argentynczyka, tym razem roznica nie jest wielka ale zawsze warto zaplacic 7 peso zamist 12 peso na osoba. Udaje sie nawet dostajemy w tej cenie przewodnika i dolaczymy do jakiejs wiekszej grupy. Misje Jezuickie powstaly na tym terenie aby zajac sie miejscowymi Indianami Guarani, ktorzy dzisiaj mieszkaja glownie na terenie Paragwaju, ale ich male osady mozna spotkac takze na terenie Misiones. W tej misji zylo okolo 4500 Indian oraz oczywiscie misionarze. Stworzono tu system domow mieszkalnych dla nich, szkole, szpital biblioteke, obserwatorium astronomiczne a dla nieposlusznych i lamiacych prawo wiezienie. Pobyt na terenie misji byl dobrowolny, ale ktos kto lamal prawo wewnatrz osoady byl karany. Misja miala tez oddzielne pomieszczenie w ktorym zatrzymywali sie goscie glownie kupcy ktorzy mogli zostac tam do 3 dni. Centrum misji stanowil plac w ksztalcie kwadratu z dominujaca fasada kosciola. Okolice musialy bc niebezpieczne skoro w roku 1640 Jezuici zwrocili sie do Papieza o pozwolenie na posiadanie broni palnej na terenie misji. Misje powstawaly nei tylko na terenie dzisiejszych Misiones ale tez w Brazyli i w Paragwaju.

W miescowosci jest mnostwo autokarow turystycznych glownie z turystami argentynskiem, tych z zagranicy jest jak na lekarstwo albo jakos tona w masie miejscowych ze ich nie zauwazamy. Wieczor spedzamy na milej pogawedce z naszymi gospodarzami, internet szerokopasmowy jeszcze tutaj nei dotarl ale maja zwykly wiec oferuja nam nawet skorzystanie, dziekujemy ale za to mamy mozliwosc zgrania zdjec. Corka gospodarzy bo wogole w calym domu mieszkaja tylko 3 kobiety poznala przez internet jakiegos Brazyliczyka i teraz lcizy dni do jego przyjazdu, chociaz to jeszcze dlugi czas bo ma ja dopiero odwiedzic w sierpniu. Kladziemy sie spac szczesliwi ze przylismy kolejny ciekawy dzien pewni tego ze na tej planecie zyje jeszcze wiele wspanialych goscinnych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz