sobota, 26 stycznia 2008

Mar del Plata - spaleni sloncem



Po moich urodzinach potrzebny byl czas na krotki wypoczynek. Dzieki Bogu nasz autokar odjezdzal dopiero o 14:35. W nocy czekala nas straszna burza z silnym wiatrem. Mialem wrazenie, ze dom rozleci sie na kawalki. Drzwi trzaskaly, szczegolnie te od kuchni. Budzilem sie wielokrotnie, nie wiedzac, czy ktos sie dobija do domu, czy moze to juz koniec swiata. W pewnym momencie ze snu rozbudzily mnie krople wody. W Ameryce Lacinskiej nalezy do standardu ze wiele pokoi nie ma okna na zewnatrz budynku. Czesto okna wychodza na korytarz lub wewnetrzne patio budynku. I tak bylo tez bylo w przypadku okna naszego pokoju. Lecz patio musialo byc nie zadaszone, bowiem woda zaczena wpadac do srodka. Na szczescie zamkniecie okna rozwiazalo ten problem. Wstalismy okolo 10 i zaczelismy sie rozgladac za Ash, ale nasza argentynska kolezanka chyba tak zabalowala na miescie, ze nie wrocila na noc. Jedyne co nas niepokoilo to to, ze jako jedyna miala klucze i bez niej nie moglibysmy wyjsc wogole z budynku. Poniewaz mielismy zamiar wyjsc kolo 13 a do 12 sie nie pojawala lekko zaniepokojeni zadzwonils`my na jej komorke. Zapewnila mnie ze juz sie zbliza do domu i za 20 minut sie pojawi. I tak tez sie zdazylo. Okazalo sie ze Ash, ktora i tak z moich urodzin wyszla juz niezle zalana, poszla na miasto bawic sie dalej. Spila sie tak, ze jej znajomi zaniesli ja nieprzytomna do swojego domu. No i teraz wraca. Pozegnalismy sie cieplo z nasza domodawczynia jak to mowi zawsze moja Kasienka i ruszylismy na dworzec.

Przy wyjsciu z metra zamowilismy jeszcze cos do jedzenia. Jak sie zaraz okazalo bylo to swinstwo, ktore ledwie przelknalem. Latwiej bylo przelknac cene 11,20 za osobe. Dworzec Retiro jest olbrzymim kombinatem podrozniczym. Posiada okolo 70 peronow, z ktorych odjezdzaja autobusy. Nie mielismy wyznaczonego konkretnego peronu tylko informacje ze autobus odjedzie z peronow o numerach miedzy 55 i 65´stanowiskiem. Zblizala sie godzina odjazdu a naszego srodka transportu jak nie bylo tak nie ma. Co ciekawe ze byl autobus tej samej firmy w tym samym kierunku, ktory mial odjechac godzine pozniej. Jak mnie zapewniono na pewno nasz autobus przybedzie z lekkim 10 minutowym opoznieniem. Kierowca ze stoickim spokojem zapewnil ze tak to juz u nich jest. I tak sie tez stalo. Ile nerwow kosztuje czlowieka jezdzenie autobusami. Autostop jest prostrzy. Odjezdza sie ze stacji benzynowej. Oczekiwanie trwa tutaj od 0 do 10 minut. Ladowanie bagazy 1 minute. Na dwrocu autobusowym trzeba byc z 30 minut wczesniej, autobus sie spoznia 20 minut i drugie 20 minut czeka sie w kolejsce na zaladowanie bagazu. Rachunek jest prosty. I czy ktos mi jeszcze powie ze jezdzenie autobusem jest szybsze lub bardziej komfortowe?

Na pewno w miare dobrej jakosci byl nasz autokar tak zwany Semicama, co w jezyku polskim oznacza pollozko. Na przywitanie kazdy dostal ciasteczka i mogl rozkoszowac sie jazda ogladajac film. To tez bardzo ciekawe. Autokar ten nie spelnia zadnej normy Unii Europejskiej, bo nie musi, a jednak jest czysty, nowy i bardzo wygodny, wygodniejszy od wiekszosci autokarow w Europie. Ludzie tutaj nie maja Konstytucji Latynoamerykanskiej, jak sie nam probuje teraz wcisnac gniot pod nazwa Konstytucji Europejskiej ale ludzie nie zyja jak to nas straszyl medrzec Bartoszewski na poziomie plemion pierwotnych nie przyjmujac wspolnego dokumentu.. Dochod narodowy Argentyny na glowe jest wyzszy niz w Polsce, wystarczy spojrzec w pierwsza lepsza statystyke. Sa rozne tego przyczyny ale jedno jest pewne, ze nie ma swiata czarno-bialego, gdzie na przyklad brak konstytucji to juz staczanie sie w strone Bialorusi. Wspolnota Europejska funcjonowala przez lata bez takiego dokumentu i nie bylo z tym problemu
U nas w Polsce jednak jest wielu ludzi, ktorzy robia z wrazenia w gacie na widok Niemca lub Francuza bo czuja te swoje kompleksy ze sa kims gorszym. Patrza jak np Kaczynski smial odmowic czegos Niemcom czy Brukseli i juz sa przerazeni, jaki to wstyd bedzie na cala Europe. Tymczasem Niemcy od wielu lat realizuja swoja, czesto kompletnie sprzeczna z naszymi interesami polityke ladnie sie usmiechajac przy forsowaniu swoich interesow. My musimy robic to samo. Jedyny problem w tym ze Kaczynski nie potrafi sie usmiechac i czasem wyciaga glupie argumenty. Tak samo dzieje sie w Argentynie. Ludzie tutaj na slowo Europa dostaja rodosnej drgawki. Wysiadajac z autobusu miejskiego w Mar del Plata, Argentynka, pani adwokat zagadujac mnie przyjaznie pyta: U was na pewno tego nie ma prawda? Czego, pytam? Takiego tloku w autobusach, ze ludzie stoja zamiast siedziec sobie wygodnie. Polecilem jej zeby odwiedzila Warszawe lub Berlin w godzinach szczytu. Kompleksy, kompleksy i jeszcze raz kompleksy. Polskie wobec Niemiec i Francji. Ukrainskie czy latynoskie wobec Polski czy wszystkich innych krajow Europy. Czasem uzasadnione a czasem i nie.

No ale wrocmy do Mar del Plata. Miejscowosc ta zawsze bedzie mi sie kojarzyc z czekaniem. Glownie na uatobus ale tez na zaladowanie karty przejazdowej. Do Mar del Plata dotarlismy pod wieczor. Na szczescie slonce zachodzi tu kolo 10. Czekamy na autobus. Okazuje sie ze nie mozna do niego tak po prostu wejsc i kupic bilet. Potrzebna jest karta przejazdowa, ktora trzeba doladowywac w miare zuzycia limitu. sKupno karty nie pomaga jednak. Co 2 minuty na przystanek podjezdza jakis autobus ale nigdy to nie jest nasz. Oczekujemy 30 minut i wkurzeni wsiadamy do taksowki. 9 peso i jestesmy przed domem naszego gospodarza. Co nas nieco niepokoi to to, ze dom pod wskazanym numerem wydaje sie opuszczony. Pytamy sasiadow o Fernando. Pokazuja na waskie wejscie na tylko dziedziec budynku. Wchodzimy, czujemy sie jakbysmy nagle weszli na waska uliczke brazylijskiej faveli. No tak czlonkiewe Hospitality Maja rozny status majatkowy i dobrze. Tak jest ciekawiej. W drzwiach wita nas meczyzna 35 letni. Bardzo sympatyczny. Przyznam szczerze, ze wyglad jego mieszkania troche nas na poczatku przerazil. Obdarte, zagrzybione sciany, ciasnota, brud i balagan, ustawione srodki przeciw karaluchom, wszytko to nie robilo najlepszygo wrazenia. Najbardziej przerazala mnie to ze bedziemy spali wlasnie gdzies na podlodze miedzy stolem a kuchenka gazowa. Dzieki Bogu Fernando pokazal nam na schody, gdzie przygotowal dla nas odzielny pokol z balkonem i z duzym materacem. Oczywiscie wszytko w dosc kiepskim stanie, ale widok samodzielnego pokoju i wygodnego spania, bardzo nas uspokoil. Wypilismy jeszcze po mate cosida i zmeczeni poszlismy spac.

Nastepnngo dnia naszego gospodarza juz nie bylo, bowiem udal sie do pracy na plazy, gdzie zajmuje sie wydawaniem lezakow i parasoli. Ruszylismy nap laze. I znowu czekala nas paranoja z autobusami. Na plaze mial jezdzic 511, ale kazdy co podejzdzal okazywal sie wlasciwym numerem, ale dziwnym trafem jadacym w jakims innym kierunku. W koncu szczesliwie znalezlismy wlasciwy autobus, przepelniony spragnionymi slonca plazowiczami. Krajobrazy tej argentynskiej riviery na pewno nie zachwycaly. Plaza podobna do tej jaka mozemy spotkac nad Baltykiem byla przepelniona po brzegi turystami i miejscowymi. Z godziny na godzine rosla liczba osob. Niestety co nas zdziwilo nikt nie wynajmowal parasoli. Mozna je bylo tylko kupic za 27 peso, no ale na co nam parasol w podrozy z plecakiem. Z dzisiejszego punkty widzenia wiem ze chyba warto bylo zainwestowac te pieniadze. Slonce prazylo niemilosiernie, a my chociaz chronieni kremami nie mielismy gdzie uciec przed spiekota. Co chwila wskakiwalismy do przyjemnej, ziemnej wody morskiej. Mielismy szczescie, fale byly wysokie, wiec moglem oddac sie swojej ulubionej zabawie surfuwania z falami wlasnym cialem bez uzycia zadnej deski. Oczywiscie znowu poznalismy milych Argentynczykow, ktorzy popielnowali nam naszych plecaczkow. Jak na argentyne przystalo w tym wielkim upala spalony sloncem prawie czarny czlowiek sprzedaje goraca wode do zaparzenia mate. Niesamowite jak ktos w takim afrykanskim sloncu moze miec ochote na picie wrzatku. Dzien mija szybko.

Okolo 18 udajemy sie w strone portu. Ma bys tam Fiesta de los pescadores i mnostwo w miare tanich potraw rybnych w rozbitym namiocie. I rzeczywisce tak jest ale oczywiscie musimy znowu czekac tym razem na otwarcie sprzedazy ryb, zamiast zapowiadanej 1 godziny czekamy prawie 2 ale moze i warto bylo bo w tym czasie obejrzelismy kolonie lwow morskich panoszaca sie po porcie. To niesamowite jak tu dlugo jest dzien. Jemy sobie pisen rybki jest juz prawie 9 wieczorem a czlowiek ma wrazenie jakby byl w Polsce okolo 14 godziny na miescie.

Wieczor spedzamy czesciowo z Fernando, ktory niestety musi wyjsc na jakas kolacje z kolegami z pracy. Nasz host nie ma rodziny, nie podoba mu sie praca atora wykonuje, bowiem musi pracowac 12 godzin, jemy wystarczyloby gdbyby pracowal 4-6 godzin dzienne a reszte czasu wypoczywal. Kazdy by tak chcial. Kladziemy sie spac. Opalenizna daje sie we znaki. Jestesmy po prostu spieczeni ze wszytkich stron. Dla mnie to jedna z najgorszych nocy w calej podrozy. Prawie nie zmruzam oka. Dziura ozonowa daje sie we znaki.

2 komentarze:

  1. Dochód narodowy Argentyny na osobę jest niższy od polskiego zarówno w ujęciu bezwzględnym jak i parytetu siły nabywczej. Potwierdzają to dane MFW, BŚ oraz CIA. Czytam was i oderwać się nie mogę. Sam marzę o tak wspaniałych i pouczających podróżach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej tu MalyRycerz, masz rację ale to są nowe dane, z tych starych z ktorych korzystaliśmy Argentyna zawsze trochę wyprzedzała Polskę. Ja sprawdzam te dane na CIA GDP

    ale tam rzeczywiście już parę tygodni temu widziałem nowe dane gdzie Polske jest wyżej od Argentyny:)

    To i dobrze

    OdpowiedzUsuń