czwartek, 14 lutego 2008

Lapatalla - witamy na koncu swiata


Turdno ustalic, gdzie jest koniec swiata, a gdzie jego poczatek. Dobrze jednak rozreklamowac taki punkt w ten sposob, ze wszyscy uwierza, ze dotarli do konca swiata. W tym przypadku tym koncem swiata ma byc koniec drogi Ruta National nr. 3 w Parku Narodowym Lapatalla 20 km na zachod od Ushuaia. Zamierzamy sie tam wybrac. Bus do parku z miast kosztuje 35 peso. Wstep do Parku dla cudzoziemcow dalsze 35 peso. Pomnozyc to przez 2 i wychodzi ladna sumka 140 peso na dzien.

Od czego jednak autostop i zmysl unikania takich oplat. Rozmawiamy z czlonkami HC z Argentyny, ktorzy mieszkaja w domu Raula. Jak zwykla ci wspaniali ludzie maja tysiace pomyslow jak wyjsc z takiej sytuacji. Jeden kolesi, ktory zamierza podrozowac po Argentynie moze i przez rok za 40 peso tygodniowo opowiada nam ze tak jak w Peru, tak i tu jest linia kolejowa, po ktorej jezdza turystyczne pociagi-miniaturki. I ze idac wlasnie tym szlakiem omija sie wszelkie punkty kontrolne poznajac jednoczesnie wspaniala doline pelna pieknych krajobrazow.


Postanawiamy skorzystac z tych cennych porad. Wyruszamy na piechote w strone rezerwatu. Najpierw zamierzamy wyjsc z miasta aby zaczac lapac stopa. Po 20 minutowym marszu ku naszemu zdziwieniu zatryzmuje sie przy nas autpbus turystyczny, ktorego wcale nie zatrzymywaliscmy. Jedziecie do parku pada pytanie? tak to wsiadajcie. Zabieram was zupelnie za darmo. Trudno nie skorzystac z takiej okazji. Pogadoda jest przepiekna. 27 stopni, afrykanski upal:) Mowimy kierowcy ze chcemy wysiasc przy stacji kolejowej przed wjazdem do parku. Tak tez robimy. Linia kolejowa zostala wybudowana przez miejscowych wiezniow dla szybszego transportu drewna z lasu - dziesiejszego rezerwatu. Teraz to atrakcja turystyczna. Kolejke obsluguja pracownicy ubrani w wiezienne pasiaki. Wypytuje sie dla picu o ceny i o godziny odjazdu kolejki. Lepiej wiedziec kiedy zeskoczyc z torow zeby nie zostac przejechanym. Przypomina mi sie dokladnie czas kiedy z moja siostra Ola wedrowalismy 8 godzin po torach kolejowych aby dostac sie jak najtaniej do Aguas Calientes i potem do Machu. Wtedy sie udalo wiec mamy nadzieje ze i tym razem tez. Oddalamy sie od stacji i szukamy dojscia do torow kolejowych tak aby uniknac natretnego wzroku pracownikow kolejki. Niestety do stacji przylega otoczone drutem kolczastym pole golfowe. Jedyna mozliwosci to przejscie przez rzeke i droga jej poboczem na skraju kolczastego plotu prawie ze na oczach wlascicieli pola i pracownikow stacji. No nic idziemy. Majac nadzieje ze nikt na nas nie zwroci uwagi. Tak tez sie staje i po chwili dostajemy sie do pieknej doliny. Jest godzina 12, wiec zaraz ma ruszyc kolejka. Tory kolejowe biegna po drugiej stronie rzeki, caly czas zastanawiamy sie jak przedostac sie na druga strone, i zaczac isc torami, krotkie spojrzenie na mape uzmyslawia nam jednak ze jest to zbedne bo w pewnym momencie tory bede biegly tym brzegiem na ktorym sie znajdowalismy. Nagle slyszymy gwiz. Kolejka rusza. Nie widzimy jej ale w gore unosi sie para z lokomotywy. Dajemy nura w krzaki, tak aby nikt nas nie zauwazyl. Kolejka nas mija. Jest przepieknie, gory, rzeka, wspaniala roslinnosc, robimy mnostow zdjec.
Wspianamy sie na mala gorke i naszym oczom ukazuje sie wodospad. A przy nim mnostwo ludzi. Tutaj kolejka robi postoj 15 minutowy. Na szczescie jestesmy w bezpiecznej dalekiej odleglosci i nikt nas nie zobaczyl. Czekamy troche i w koncu ruszamy dalej juz linia kolejowa. Idziemy spokojnie, ku naszemy zaskoczeniu okazuje sie ze pociag wcale nie ruszyl tylko stoi dalej. Okazala sie ze jest to inna juz kolejka jadaca w przeciwnym kierunku. Znowu wysypal sie tlum ludzi, zmierzajacych do wpodospadu. Dosc mamy sterczenia w krzakach. Wyskakujemy z nich pnac sie pod gore do wodospadu. No na pewno widok nas nie powola, takich sobi wodospadzik, gdzie mu tam do Cataratas Iguazu:) Aby isc dalej musimy minac stacyjke na ktorej zatrzymal sie pociag. Wszedzie mamy barieki i znaki zakazu opuszczania szloku. I pelna pracownikow parku. Czy sie uda. Na szczescie wiekszosc turystow jest jesszcze na wzgorzu przy wodospadzie. Udajemy pasazerow, robiac ciagle zdjecia. I przesuwajac sie na tyl peronu, gdzie na szczescie nikogo jeszcze nie ma. Dochodzimy do konca i dajemy szybkiego susa w dol pagorka. Biegniemy ogladajac sie, czy nikt, nas nie goni, na szczescie nie. Teraz juz troche spokojniej przemieszczamy sie dalej, wchodzimy spowrotem na tory i idziemy dalej. Po paru minutach docieramy do bramy wjazdowej do parku, otaczajacej tory kolejowe ze wszystkich stron. A przy niej wielki napis: Zakaz przejscie pieszym, wjazd tylko pociagiem. My udajemy, ze chyba tego nie rozumiemy i idziemy dalej. Jeszcze 30 minut marszu (po dordze mijamy stada koni) i juz jestesmy na oficjalnym szlaku w parku, tu juz mozemy byc i nikt nie moze od nas niczego chciec. Uff. Super. 1,5 godzinny marsz sie oplacic. Mamy stad jeszcze 6, km do Lago Roca, wychodzimy na glowna droge nr 3 i lapiemy stopa, jak to w Argentynie bywa, stop dziala natychmiast i pierwsze auto sie zatrzymuje. Zawazac nas wprost do celu. Kierowca jest tak mily ze
chce nas zaprosic na piwo juz po wizycie na koncu swiata. Jest rozbity z rodzina nad jeziorem. Cieszymy sie z tego zaproszenia i obiecujemy wpasc z goscina. Jest tak cieplo, ze nad jeziorem ludzie kapia sie w krystalicznie czystej wodzie. Czy mogbym sobie to wczesniej wyobrazic w strefie geograficznej tak bliskiej lodowej Antraktydzie?

Po krotkim odpoczynku na placy ruszamy dalej czesciow na piechote a czesciowa stopem do znaku konca swiata. Jest pieknie. Mnostwo maly lagun, niesamowicie soczystej zieleni i zielono-niebieskiej wody. Robimy sobie obowiazkowe zdjecie w miejscu gdzie konczy sie droga numer 3. Dotrzymalem slowa, zabralem Kasienke na KONIEC SWIATA !!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz