
Okolo godziny 10 bylismy juz na stacji benzynowej w Rio Grande. I tu znowu dopisalo nam szczescie. Pierwsza zapytana osoba okazala sie jechac prosto do Ushuaia na lotnisko aby odebrac swoja zone ktora udala sie samolotem odebrac jakies pieniadze od firmy partnerskiej. Mimo ze z czlowkiem tym jada jeszcze jego synowie nie przeszkadza to mu abysmy jechali z nim. Mezczyzna kocha swoja mala ojczyzne - Ziemei Ognista. Opawiada nam troche historii. To stad jak i z Comodoro startowaly samoloty w wojnie o Malwiny. Chile poparlo wtedy wielka Brytanie. Dlatego tez wielu ludzi nienawidzi tu Chilijczykow. Na stacjach benzynowych czytamy napisy: Esta prohibido urinar para los chilenos, hijos de puta. (zabrania sie sikac chilijczykom - slurwysynom). Czlowiek, ktory nas wzial opowiada taka historie. Ktorejsc zimy przy 25 stopniach mrozu jechal od granicy w strone Rio Grande, na drodze stal mlody czlowiek, ktory okazal sie Chilijczykiem jadacym do pracy do Rio Grande. Twierdzil ze na pewnoe znajdzie prace, bo Argentynczycy sa leniwi i nie chce im sie pracowac. Popelnil wielki blad mowiac cos takiego. Nasz rozwscieczony wtety kierowca zostawil go w polowie drogi na snieznej pustyni mozliwe ze skazujac go w ten sposob na smierc z glodu lub zimna. Ach te surowe prawa poludnia. Lepiej uwazac co sie mowi:) Dla nas nasz kierowca jest jednak strasznie mily. Opowiada tez ze nia Ziemie Ognista w celach zarobkowych sciagaja Argentynczycy z Polnoicy z Salty gdzie zarobki sa czasem 4 razy nizsze a i o prace trudno. Zreszta przybyweaja w miejsce Chilijczykow, ktorych kiedys bylo pelno ale jak wybuchla wojna o Malwiny i sasiediz opowiedzieli sie po stronie wroga rzad Argentyny nei zastanawial sie dlugo. Pod domy wrogich sasiadow podjechaly ciezarowki. Tak jak stali zostali wyrzucanie z kraju w ktorym zyli i odwiezieni na najbliszy posterunek graniczny.

okolo godziny 14:40 docieramy do Ushuaia. Miasto polozone jest nad piekna zatoka i otoczone gorami. Jest dosc slonecznie, ale wieje silny wiatr, ktory juz nie bedzie nas opuszczla przez najblizsze tygodnie. Odbieramy zone naszego stopodawcy. Jest on tak mily ze odwozi nas pod sam dom naszego hosta Raula. Jestesmy zdala od centrum przy drewnianym domu polozonym na przepieknym wzgorzu, z ktorego roztacza sie niesamowity widok na cala zatoke. Niestety z wczesniejszego telefonu wiedzielismy ze nasz gospodarz pojawi sie dopiero za 1,5 godziny, czekamy wiec grzecznie, w otoczeniu duzej grupy psow. Whodzimy ostroznie na posesje w obawie czy aby nas nie zaatakuja. Nic z tego, generalnie psy w Ameryce Lacinskiej jakby nie mialy ochoty nikogo gryzc:)
Ku naszmeu zaskoczeniu nagle drzwi sie otwieraja i wita nas 3 francozow. Tez HC, ejstesmy w szoku. Okazuje sie ze bedzie nas tej nocy 11 osob z HC. Po prostu miedzynarodowe spotkanie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz